wtorek, 16 kwietnia 2013

Jak zmusić ludzi do jeżdżenia samochodem?

Racjonalizacja wydatków działalności należących do państwa (całkowicie czy też częściowo) zawsze sprawiała ogromne trudności. Nie inaczej odbywa się to w przypadku warszawskiego ZTM. Jako, że dostają pieniądze od pasażerów, dostają pieniądze od urzędu, a bilans ostatnimi czasy jest na plusie, to jakieś śmieszki uznały, że ceny biletów trzeba...  PODWYŻSZYĆ.

W 2012 roku zaplanowano trzy etapy podwyżek. Tak, już wtedy. Zaplanowano to ze skurwysyńskim wyrafinowaniem i gracją, bo stopniowo - w końcu trzy podwyżki dostarczają nieco mniejszego bólu dupy, niż jedna o kwocie identycznej co wszystkie trzy razem. To ma sens w sumie.

Sposób sprawdzania kasowania biletów jest absolutnie fatalny, raz na jakiś czas pojawi się jakiś kanar i żeby było śmieszniej, to zwykle w niezwykle szablonowych godzinach. Bo im się nie opłaca stać, jak jest nieco mniejszy ruch. To w sumie też ma sens. Tylko kosztem ich nierobotności i małej skuteczności łapanki, do kasy ZTM nie wpływa odpowiednia ilość kasy. Oczywiście jest w tym wina ludzi - w tym przypadku akurat, obu stron - człowiek w naturze ma próby wyruchania kogoś bez mydła. W szczególności mają tę cechę Słowianie i generalnie dzień bez "oszukania systemu" jest dniem stracony.

Śmieszą mnie również zabawy w chowanego, albo blokowanie kasowników zanim wszyscy wsiądą albo spróbują skasować bilet. W metrze bardzo lubią chłopaki schować się za słupem, albo za winklem, a wiecie jak to wygląda? Chowanie się kanarów wygląda właśnie tak.

Modernizacje, modernizacje i jeszcze raz modernizacje. Takie hasło przyświeca podwyżkom ZTM. Jak na razie wydali kolejne grube bańki na modernizację systemu kart miejskich, bo jest zbyt wysoki odsetek przedłużania kart w szarej strefie. Yay. Uznali, że to że ludzi nie kupują kart miejskich wynika z możliwości oszustwa, a nie z tego że ludzi nie stać (wcale niekoniecznie fizycznie, a jedynie mentalnie). Oczywiście możliwość oszustwa również na to wpływa, ale nie w takim stopniu jak cena biletów. Lekarstwo? Podwyżki. Jak to powiedział ktoś kiedyś w Internecie: "proste jak budowa czołgu T-55".

The flawless logic is not yet over. Nieskalane myśleniem umysły śmieszków z ZTM uznały, że skasowanie 10 linii autobusowych będzie zajebistym ruchem. Najbardziej bawi mnie decyzja o zawsze zajebanym po brzegi 175. Ten autobus woził pod samo lotnisko, pod samiuśkie drzwi prawie. "Przykro mi, dubluje się z chujową linią SKM, którą sobie wymyśliliśmy kiedyś". Żeby było śmieszniej, to w sumie tym SKM się nie da jeździć. Próbowałem - zatrzymuje się, czeka godzinami i paradoksalnie, no wcale kurwa szybkie nie jest. Faktycznie, kasacja nierentownych linii pełną gębą.

Obecnie cena biletów jest taka, że jest absolutnie na granicy opłacalności jeżdżenia samemu przez 1/3 Warszawy do pracy. Dla kogoś, kto już i tak ma samochód i czasem jeździ na zakupy, do rodziny, na wieś, whatever, to jest w obecnej chwili niezwykle opłacalne. Oczywiście zakładając, że ma samochód palący góra 13 litrów gazu w mieście.

Niezwykle trudne jest również obmyślenie sensownego sposobu egzekwowania płacenia za bilety i w ogóle. Na szczęście inne kraje wymyśliły to za nas, brawo! A gdyby tak... wsiadać tylko pierwszym wejściem do autobusu i kasować bilet przy kierowcy? Oszczędzamy na ilości kasowników, na ilości pracowników (nie potrzebujemy wtedy kanarów), natomiast tracimy całkiem sporą ilość czasu na kasowanie. Ale można przecież wtedy puścić autobusy czy tramwaje częściej, bo mamy i tak ściągalność bliską stu procent.

I po co te jebane buspasy, skoro linie autobusowe są kasowane? Dlaczego? Po co? Komu? Kto? To ludzie ludziom zgotowali taki los. Przychodzi czas, że po prostu z biedy trzeba będzie zwyczajnie, analogowo z buta zapierdalać. I jak tu dupa ma przestać boleć, jak u nas jest tak smutno?

piątek, 12 kwietnia 2013

Dla miłościwie nam kupujących

Jakim zwyrodnialcem i złośliwcem trzeba być, aby wdrożyć tak fatalny layout na jednej z najczęściej odwiedzanych stron w polskim Internecie. Allegro udało się wdrożyć produkcyjnie najmniej przejrzyste WWW w ich historii. Gratuluję! Jest to swego rodzaju osiągnięcie.

Z ciekawości zajrzałem na forum Allegro żeby zobaczyć jak tam z feedbackiem - czy inni userzy są z tego zadowoleni i to zostanie na stałe, czy nikt nie jest z tego zadowolony i to zostanie na wersji testowej. Jak widać stwierdzili, iż należy połączyć obie te kwestie - nikomu się to nie podoba, a i tak zostało wdrożone.

Zastanawiam się czy takie działania nie są robione celowo aby zwiększyć powierzchnię reklamową kosztem powierzchni samej treści, czy to po prostu chodzi tak zwane przeze mnie Web 3.0 - nikt nie wie gdzie co jest, a co jakiś czas wyskakuje jakaś wkurwiająca buzia mówiąca, że ta strona jest super i spełni oczekiwania wszystkich (łącznie z rybkami w akwarium).

Oczywiście nie zarzucam nowemu Allegro brzydoty, bo jest po prostu ładne. Natomiast uważam, iż w pogoni za ładnością tej strony, ucierpiał bardzo taki błahy element jak funkcjonalność. W końcu kto by wchodził na Allegro po to, żeby coś kupić?

Słyszałem też ostatnio głosy "oho, to koniec Allegro", "teraz to oni pierdolną" czy "hoho jebaj to ich teraz wygryzie", ale ja wierzę w to tak samo jak koniec Fejsbuczka. Niby jest coraz chujowiej, niby wszystkim przeszkadza, ale i tak nikt nie przejdzie na Google+ albo Diasporę, bo tam wieje pustką. Tutaj jest tak samo - nikt nie przejdzie na jebaja z alledrogo, bo nie oferuje nic lepszego.

Dupa troszkę boli.

środa, 10 kwietnia 2013

Abonament radiowo-telewizyjny

Dlaczego w cywilizowanym kraju można ogarnąć coś tak błahego jak abonament radiowo-telewizyjny bez najmniejszego problemu? Dlaczego u nas, w Polsce, zamiast zastanowić się jak zwiększyć ściągalność i zmodyfikować prawo, robi się reklamy o płaceniu tego abonamentu, wydając, uwaga uwaga, pieniądze państwowe, bo jest ich paradoksalnie za mało?

Ściągalność tej śmiesznej rzeczy jest w Polsce absolutnie znikoma. Sam pomysł jest również poroniony. W naszej małej kambodży umysłowej płaci się od czegoś, co się nazywa "odbiornikiem". A co właściwie jest tym "odbiornikiem"? Jest to wszystko co może odbierać sygnał radiowy lub telewizyjny! Kupiłeś telewizor żeby oglądać filmy kupione na Blu-ray? Przykro mi, jesteś zwyczajnym oszustem i musisz wypierdolić 200 zł rocznie na abonament. Tak. Mniej więcej (dokładnie 201,40 zł, jeśli ufać stronie http://www.tvp.pl/o-tvp/abonament) tyle wynosi abonament za wybitnie jałową telewizję polską. Dostajemy stare filmy z lektorem, mamy żałosne programy dokumentalne i raz na ruski czas jakiś serial. Niezależnie jaki, gawiedź się cieszy. No i oczywiście Modę na Sukces, to się zawsze sprzedaje.

Milion pomysłów na minutę, ściągalność, chuje muje dzikie węże - żaden nie zrealizowany; ściągalność dalej zerowa; prawo dalej chujowe; TVP dalej nie da się oglądać.

Polska a kraj cywilizowany


Jak wygląda sytuacja w Wielkiej Brytanii? Bajkowo wręcz. Po około 5 sekundach od wpisania hasła "tv licensing" trafia się na przepięknie przygotowaną stronę internetową, na której zawarto wszelkie potrzebne informacje. http://www.tvlicensing.co.uk/ <- o, na tę stronę właśnie.

Podana jest kwota abonamentu (nieco duża, bo wynosi aż 145,50 funtów, ale nie zapominajmy o całkowicie innej skali zarobków) i przede wszystkim warunki, po co, dlaczego i jak. A jakie są warunki? Warunkiem jest korzystanie z telewizji, a nie posiadanie telewizora. Niby oczywiste, ale nie dla Polski.

Polecam przeczytać http://www.tvlicensing.co.uk/check-if-you-need-one/topics/what-if-a-tv-licence-is-not-needed-top12/. Klarownie i jasno napisane, bez zbędnego pierdolamenta. A jeśli chodzi o informowanie ludzi - praktycznie każdy dostaje list przypominający o zapłaceniu takowego abonamentu. Ściągalność jest bardzo wysoka, bo wszyscy boją się smutnych panów w mundurach i kar za brak opłat.

Najważniejsza jest jednak świadomość o treści "wiem za co płacę". Według mnie, angielska telewizja jest przykładem, jak trzeba robić, żeby było dobrze. Skoro fundują się z pieniędzy obywateli, to obywatelom reklam nie puszczają. Skoro fundują się z pieniędzy obywateli, to tworzą rzeczy, które nadają się do oglądania. Naprawdę - ich programy dokumentalne są  wysokiej jakości (ok, ok, to nie to samo co głos Krysi Czubówny na praktycznie każdym przyrodniczym dokumencie TVP2), tak naprawdę, to chyba nie odbiegają od tych robionych przez Animal Planet czy Discovery; a ich seriale są po prostu fenomenalne (według mnie Sherlock oraz Luther to absolutne hity). I co najważniejsze - skoro fundują się z pieniędzy obywateli, to dbają żeby te pierdolone pieniądze do nich trafiały.

Implementacja tak prostych mechanizmów w Polsce nie jest trudna. Czego nam brakuje? Chyba tylko chęci. Ewentualnie paru osobom na górze stan rzeczy, kiedy mogą puszczać bezkarnie reklamy środków na potencję między programami o katastrofie smoleńskiej, niezwykle odpowiada.